MICHAEL BAIRD „Resonance Vibration Frequencies”. Recenzja

Urodzony w Zambii, mieszkający w Utrechcie perkusista, producent i kompozytor, prezentuje swoją najnowszą płytę.

Dostępna ona będzie na krążku SACD oraz w plikach – wielokanałowych 32 bity, 96 kHz oraz stereo 16/44,1. Jak czytamy w materiałach prasowych, na nowej płycie Michael Baird odtwarza całą rodzinę dźwięków, od chłodziarki do szampana po maleńki dzwonek z Indii. I dalej:

Jest to wykonywana z wyczuciem i intuicją muzyka, nagrana przy użyciu specjalnej techniki mikrofonowej wychwytującej każdą wibrację metalowych instrumentów i przedmiotów
Na pewno nie jest to szybka muzyka i kiedy zwalniasz tempo życia, introspekcja ma tendencję do wzmagania się – ogólnie rzecz biorąc, jest to dobra rzecz. Dźwięk jest czysty, Tybet jest tu zawsze blisko, a rodzina instrumentów lamellofonowych (afrykańskie „fortepiany kciukowe”) słychać w zupełnie nowym otoczeniu. To muzyka medytacyjna, ale 9 utworów tworzy także suitę opowiadającą historię. Daj się otoczyć…..
tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia SWP Records | „High Fidelity”

MICHAEL BAIRD „Resonance Vibration Frequencies”

Wydawca: SWP Records SWP 069
Format: SACD/CD, pliki
Premiera: 3 listopada 2023
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 10/10

www.SWP-RECORDS.com

uż po tych kilku zdaniach można poznać, że płyta Resonance Vibration Frequencies to niezwykłe wydawnictwo. Jak mówi muzyk-wydawca, można do tego albumu przypisać różne kategorie, ponieważ jest on „współczesny”, „awangardowy”, „eksperymentalny”, ale jest to również „world music”, „ambient” itd. Jego podstawą są eksperymenty z wibracjami różnych struktur, materiałów i rzeczy, także tych codziennego użytku. Jako podstawę filozoficzną Baird przywołuje… ustalenia nauki. W materiałach prasowych, za blogiem Scientific American, podaje:

Wszystkie elementy w naszym wszechświecie są w ciągłym ruchu, wibrują. Nawet obiekty, które wydają się nieruchome, w rzeczywistości wibrują, oscylują i rezonują z różnymi częstotliwościami. Rezonans to rodzaj ruchu charakteryzujący się oscylacją pomiędzy dwoma stanami. Ostatecznie cała materia jest po prostu wibracją różnych podstawowych pól. Ciekawe zjawisko zachodzi, gdy różne rzeczy/procesy wibracyjne zbliżają się do siebie: często po pewnym czasie zaczynają razem wibrować z tą samą częstotliwością. „Synchronizują się”, czasami w sposób, który może wydawać się tajemniczy. Dziś określa się to mianem zjawiska spontanicznej samoorganizacji. Badanie tego zjawiska prowadzi do potencjalnie głębokich spostrzeżeń na temat natury świadomości i ogólnie wszechświata. Wszystko rezonuje z określonymi częstotliwościami. Wszystko opiera się na wibracjach
⸜ TAM HUNT, The Hippies Were Right: It’s All about Vibrations, Man!, → blogs.SCIENTIFICAMERICAN.com, 5 grudnia 2008, dostęp: 07.12.2023.
»«
Muzyk z własną wytwórnią płytową
tekst Michael Baird

Jestem muzykiem, który zupełnie przez przypadek prowadzi własną wytwórnię – jako młody perkusista podczas moich pierwszych nagrań studyjnych w 1975 roku poczułem, że nagrane przeze mnie brzmienie perkusji jest całkowicie szalone i dlatego aktywnie zaangażowałem się w naukę technik nagrywania. Nie przyniosło mi to popularności wśród większości studyjnych inżynierów dźwięku! Później byłem współproducentem wszystkich albumów, w powstaniu których brałem udział.

 

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ MICHAEL BAIRD z jednym z instrumentów, które usłyszymy na tej płycie • zdj. SWP Records

W 1986 wyprodukowałem album dla mojej pierwszej własnej grupy (trio perkusyjne Sharp Wood). Wytwórnie płytowe były jednak niezdecydowane (np. Manfred Eicher z ECM Records powiedział, że zadzwoni do mnie za 10 miesięcy, ponieważ miał mnóstwo nowych produkcji, które już czekają u niego na „półce”), do tego stopnia, że wydałem ją samodzielnie i na naszych koncertach sprzedawaliśmy ją pod tytułem Percussion z numerem katalogowym SWP 001. SWP Records to jednoosobowa działalność.

W 1994 roku przypadkowo spotkałem Andrew Traceya, syna słynnego afrykańskiego rejestratora terenowego Hugh Traceya i wkrótce skończyłem pracując nad 22-płytową serią Historical Recordings by Hugh Tracey, remasterując nagrania monofoniczne na potrzeby wydania na płycie kompaktowej, chcąc pokazać tę muzykę światu, aby nie leżała na „akademickiej półce” i nie zbierała tam kurzu. Ponieważ powłoka oryginalnych taśm terenowych Scotch l pogarszała się – co oznaczało, że za każdym razem, gdy odtwarzałem taśmę w archiwum w Republice Południowej Afryki, obok głowicy magnetycznej magnetofonu Studera znajdowała się niewielka kupka czerwonego pyłu, co oznaczało, że jakość dźwięku uległa pogorszeniu. Złamało mi to serce i poczułem, że to ostatni dzwonek, aby to zrobić! Zainspirowany tą muzyką i mając „pewne powinowactwo” do tej muzyki, ponieważ urodziłem się w Zambii i spędziłem tam pierwsze 10 lat mojego życia, do pewnego stopnia kontynuowałem twórczość Tracey, wydając własne nagrania terenowe w Zambii, Zimbabwe i Lesotho.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Płyta Resonance Vibration Frequencies wydana została w podłużnym pudełku o wielkości płyty DVD, przypominającym wydawnictwa TRPTK

Najnowszy album w moim katalogu to SWP 069. Oprócz drewna i skór zawsze kochałem metal, którego wibracje są najdłuższe. W 2018 roku natknąłem się na chłodziarkę do szampana w zakurzonym magazynie (wiesz, duża miska, w której można umieścić kilka butelek na lodzie) i stuknąłem w nią kłykciem – bum! Wow! Wypożyczyłem ją i nagrałem dźwięk z bardzo małej odległości – tak zasiałem ziarno projektu Resonance Vibration Frequencies. Wróciłem do tego nagrania w 2022 roku i zacząłem rejestrować każdą wibrację – a także wydźwięk – rodziny metalowych przedmiotów i instrumentów. Z tym, co nauka nazywa „zjawiskiem spontanicznej samoorganizacji” spotkałem się już podczas pracy nad moją płytą SWP 018 Gongs and Bells z 2002 roku – grają tam razem więcej niż dwa metalowe dźwięki, a ich wibracje wpływają na siebie.

SWP 069 to moja pierwsza płyta SACD. Po prostu nie chciałem sprowadzać jakości dźwięku nagrań do normalnej jakości płyty CD. Do nagrań użyłem mikrofonu stereofonicznego typu shotgun, aby uzyskać najwyższą klarowność (żaden dźwięk nie dociera z boku ani z tyłu) i „bawiłem się” tym mikrofonem, wsuwając i wysuwając go, od lewej do prawej oraz w górę i w dół metalowych przedmiotów, które wprawiałem w ruch (poprzez uderzanie i potrząsanie). Na tym albumie nie użyto żadnej elektroniki – z wyjątkiem utworu ˻ 2 ˺, na którym średniej wielkości UFO weszło w interakcję z chłodziarką do szampana! Konsekwencją tej techniki nagrywania jest to, że kiedy Brendon Heinst z Trptk tworzył swoją wersję tej muzyki na potrzeby dźwięku przestrzennego warstwy SACD, znalazł bardzo niewiele odbić, więc można w tym przypadku mówić raczej o „intymnej” niż „spektakularnej” przestrzeni. Według mnie tym, co czyni ten album „audiofilskim”, jest sama technika nagrywania – tak, udało się uchwycić każdą najmniejszą wibrację – a wszystko to za pomocą jednego mikrofonu. MB

»«
Nagranie

Jak widać, mamy do czynienia z płytą niezwykłą, szaloną, ale i przemyślaną. To purystyczne nagranie mono, za pomocą pojedynczego mikrofonu stereo Sanken CSS-5, ustawianego bardzo blisko wibrujących obiektów. Poruszał nim do przodu i do tyłu, w górę i w dół, od lewej do prawej, w stosunku do mikrofonu, wychwytując w ten sposób, jak mówi, „każdą wibrację i każdy alikwot”. 

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM
⸜ Zestaw instrumentów wykorzystanych do nagrania płyty • zdj. SWP Records

Zaletą mikrofonu typu shotgun jest to, że jest to mikrofon kierunkowy, który bardzo dokładnie rejestruje to, co dzieje się przed nim, przy czym z boków i tyłu dochodzi bardzo niewiele dźwięków, w przeciwieństwie do mikrofonów wstęgowych. Ostateczny miks był więc stereofoniczny. Z 2-ścieżkowego (stereo) wzorca można stworzyć wersję 5-ścieżkową (dźwięk przestrzenny), wykorzystując odbicia odkryte w wersji stereo. Tak jak „panoramujemy” miks stereo, umieszczając niektóre instrumenty po lewej, a inne po prawej stronie, a jeden lub dwa w środku itd., tak BRENDON HEINST stworzył wersję dźwięku przestrzennego, rozkładając instrumenty/dźwięki/ na 5 kanałów. Baird mówi:

Zrobił to bardzo subtelnie, bo pracował z masterem stereofonicznym, więc nie próbował robić czegoś sztucznego ze swojego wielokanałowego miksu – jak mówiłem, efekt jest „intymny”, a nie „spektakularny”. Jednak klarowność nagrań każdego instrumentu jest wyjątkowa – w rzeczywistości są one tak wyraźne, że – jak piszę w książeczce – nie była konieczna prawie żadna obróbka w postprocessingu! Od 2010 roku kopiuję ostateczne (cyfrowe) miksy każdego utworu na zabytkowy magnetofon (analogowy), a następnie wracam do formatu cyfrowego, uzyskując w ten sposób to, co najlepsze z obu światów – klarowność cyfrowego dźwięku i ciepło dźwięk analogowy.
Wydanie

Rzeczą, która od razu rzuca się w oczy, jest nietypowy kształt pudełka w którym płyta została umieszczona. Nie jest podłużne, niemal kwadratowe, jak klasyczne pudełka jewelcase i digipack, a jest wysokie. To wymiary przyjęte na potrzeby płyt DVD przejęte następnie przez Blu-ray. W świecie muzyki zdarza się to co jakiś czas, jednak jest wydawnictwo, które uczyniło z niej swój znak rozpoznawczy. Mowa o holenderskim TRPTK. Pisaliśmy o nim, znamy się z Brendanem Heinstem, jego szefem i głównym realizatorem dźwięku i jest to jedno z najlepszych źródeł świetnej muzyki nagranej w wyjątkowo uważny sposób; więcej → TUTAJ.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Michael Baird mieszka w Ultrechcie, tam też nagrano płytę Resonance Vibration Frequencies, w studiu Bairdland Studio (2022-2023), panowie na pewno się więc znali. Za rejestrację dźwięku odpowiada kompozytor, który, wraz z hEuzzz materiał zmiksowali. Masteringiem zajął się ZLAYA HADZIC, jednak warstwę SACD masterował Brendan Heinst.

Dźwięk

Czego można się spodziewać po płycie skomponowanej jedynie na instrumenty perkusyjne, ale inne niż się do nich przyzwyczailiśmy? Tego nie wiemy, dopóki nie usłyszymy pierwszych dźwięków. Te na płycie Resonance Vibration Frequencies momentalnie przykuły moją uwagę. Prawdę mówiąc, spodziewałem się nudnego pochodu brzmień, co jakiś czas urozmaicanych zmianą tempa. Nie obejrzałem się jednak, kiedy otwierający tę płytę utwór, adekwatnie zatytułowany ˻ 1 ˺ First Sequence, dobiegł końca. Inicjalne uderzenie w duży talerz momentalnie przypomniało mi początek utworu Epitafium (pamięci Piotra), pochodzący z płyty CZESŁAWA NIEMENA Katharsis. To była podobna energia i „vibe”. O ile jednak u Niemena zaraz po pierwszych uderzeniach dochodzi elektronika, o tyle tutaj przez niemal pięć minut, bez dziewięciu sekund, mamy do czynienia z długimi wybrzmieniami i naturalną barwą (więcej o najnowszym remasterze płyty na SACD → TUTAJ).

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Jeszcze głębszy dźwięk słychać w ˻ 2 ˺ Second Encounter, gdzie mamy większy talerz, z niższym i dłuższym wybrzmieniem, które generuje subharmoniczne, kładące się przed nami nisko i głęboko. Już przy pierwszym utworze słychać było, że to niesamowicie naturalny dźwięk. Bardzo trudno uzyskać coś takiego, a z instrumentami tego typu – jeszcze trudniej. Dźwięk jest głęboki i czysty, ale niesamowicie nasycony. Wspaniale poukładane są też plany, jakby instrumenty zawieszone były w dużej przestrzeni. Tak, to spory pogłos dodany w postprocesingu, ale też doskonale dobrana barwa. Nie tylko dołu pasma, ten jest wspaniały, ale i wysokich tonów. Dzwoneczki, którym w ˻ 3 ˺ Astral Tubes towarzyszą delikatne dźwięki kciukowego instrument, do których za chwilę dochodzą uderzenia w misy, są niebywale wręcz ładne.

Jest coś w tym, że płyta ta powstała na wzór nagrań terenowych, choć w studiu. Prosty tor nagrywający, minimalna obróbka, a przede wszystkim wydanie tej muzyki na płycie SACD sprawiły, że po raz pierwszy w taki sposób usłyszymy wiele z instrumentów, które znamy z innych wykonań. Duża misa tybetańska, do której w ˻ 4 ˺ Fourth Sequence dołączają inne instrumenty, jest przepiękna w swojej skali, głębokości i wybrzmieniu.

Ale nie tylko barwa, bo i przestrzeń jest tutaj referencyjna. I to niezależnie, czy mówimy o, już wspomnianej, nisko brzmiącej misie, czy o wysokich dźwiękach blach z ˻ 5 ˺ Tibet Time. Wysokie tony znacznie łatwiej „wpuścić” w pogłos, ponieważ to właśnie te częstotliwości w dużej mierze ułatwiają nam lokalizację źródła dźwięku. Ale to, co zrobili panowie na recenzowanej płycie jest szczególne. Pierwszy plan nie jest blisko nas, a jednak wydaje się, że instrument jest u nas w pomieszczeniu. Z drugiej strony długie, głębokie w wybrzmieniu efekty przestrzenne sprawiają, że to pomieszczenie otwiera się daleko w głąb.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Szczególnie mocno słychać to było w ˻ 6 ˺ Kayube Dawn, który to utwór rozpoczyna się od nagrania terenowego znad Zambezi River. To śpiewy i odgłosy ptaków, szum wody, a na pierwszym planie, współgrające z tymi odgłosami brzmienia dzwoneczków, instrumentów kciukowych To niebywałe, jak poza-ludzkie może współbrzmieć z tym, co ludzkie…

W ˻ 7 ˺ Drrifting Sequence wracamy do niskiego brzmienia indyjskiego gongu (misy). To ponownie głęboko osadzony w barwie dźwięk, ale skontrowany średnimi tonami zamkniętych dzwoneczków (ich czasza jest zwinięta), zamocowanych na pojedynczym pasie ze skóry. Wszystkie te detale z sobą współbrzmią, współgrają, są czymś więcej niż tylko samym sobą.

Bo to jest chyba największa i najważniejsza cecha omawianego albumu: wiarygodność. Nawet jeśli, jak w Second Encounter czy Kayube Dawn domiksowano dźwięki – odpowiednio – elektroniki i nagrań terenowych, to jest to absolutnie „zgodne wewnętrznie”. I nawet sama rzeka, przelewająca się w ˻ 8 ˺ The Lake, w którym to utworze w ogóle nie ma innych dźwięków, wydaje się być częścią zestawu instrumentów, na których Michael Baird gra i które – w pewnej mierze – grają same z sobą.

Stephan Micus | foto: Rene Dalpra/ECM

Niesamowite jest też to jak mocno w ten dźwięk wchodzimy, jak łatwo weń wchodzimy. To niełatwa muzyka, ale z drugiej strony niebywale relaksująca i jednocześnie angażująca. Do tego stopnia, że kończąca album kompozycja ˻ 9 ˺ Finale zostawia nas z poczuciem niedosytu (!). Niesamowita płyta, której można słuchać w dowolnym momencie swojego życia, jednak zaczniemy ją doceniać wraz z wiekiem. I do tego bezbłędnie nagrana. To jeden z tych krążków, który pozwoli pokazać na co NAPRAWDĘ stać nasze systemy audio.

» JAK SŁUCHALIŚMY  Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyta odtwarzana była na gramofonie REGA NAIA z wkładką Aphelion 2 tej firmy oraz z przedwzmacniaczem gramofonowym MOLA MOLA LUPE. Sygnał przesyłany był do lampowego przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III i wreszcie do wzmacniacza mocy Soulution 710 oraz kolumn Harbeth M40.1. Okablowanie – Crystal Cable Absolute Dream, Siltech Triple Crown, z zasilaniem Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.

tekst WOJCIECH PACUŁA

zdjęcia SWP Records, „High Fidelity”

www.SWP-RECORDS.com

«●»

Poprzednie

Następne